Google zapomni?

www.imcreator.com/anieto2kWirtualne życie istnieje na równi z tym rzeczywistym. Prawie każdy z nas korzysta z portali społecznościowych, znamy ludzi, których nigdy nie widzieliśmy na żywo. W Internecie coraz więcej jest informacji, które po jakimś czasie staja się dla nas niewygodne. Prawo do bycia zapomnianym to najnowsze orzeczenie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, które może pomóc nam usunąć takie treści.

Dobre imię to coś na czym zależy nam najbardziej. Niejednokrotnie sami narażamy je na szwank, co po jakimś czasie zwyczajnie zaczyna nam przeszkadzać. Do niedawna byliśmy przekonani, że to co raz zostało zamieszczone w sieci już nigdy z niej nie zniknie. Zmienić to może orzeczenie wydane przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości, który to stwierdził, że właściciel przeglądarki (np. Google) jest zobowiązany usunąć wszelkie nieaktualne treści na temat danej osoby, jeśli wykaże ona taką chęć. W przypadku, gdy pomimo naszych próśb drażliwe treści nadal będą możliwe do odnalezienia w wyszukiwarce mamy prawo do dochodzenia swoich praw na drodze sądowej.

Co może zniknąć?

Prawo do bycia zapomnianym (ang. right to be forgotten) odnosi się do wszelkich informacji, które naszym zdaniem są: nieodpowiednie, nieistotne lub przestały być istotne. Co więcej, prawo to daje możliwość ubiegania się o usunięcie konkretnego artykułu nie tylko przez samą jego treść, ale np. przez komentarz, który znajdzie się pod nim, a który godzi w naszą osobę. Ponadto, w przypadku zgłoszenia, Google nie ma obowiązku ujawniać kto wystąpił z prośbą o usunięcie danego artykułu, strony, bloga etc.

Jak dochodzić swoich praw?

Orzeczenie Trybunału Europejskiego nałożyło na Google obowiązek wprowadzenia odpowiednich obostrzeń, które będą informowały Europejczyków o ich nowym prawie. I tak został stworzony specjalny formularz, w którym zostajemy poinformowania o zmianach. Daje nam on możliwość wskazania przykładów, które naszym zdaniem naruszają naszą prywatność. To co musimy zrobić to podać: imię, nazwisko, nazwę firmy (jeśli występujemy w jej imieniu), kontakt e-mail oraz powiązane z nazwiskiem linki, które chcemy usunąć. Następnie w wyznaczonym miejscu mamy podać wyjaśnienie i jeśli zgłosiliśmy więcej niż jeden adres URL musimy podać je do każdego adresu z osobna. Ostatnim elementem będzie przesłanie czytelnej kopii dokumentu potwierdzającego naszą tożsamość – nie musi to być żaden dokument tożsamości wydany przez instytucję państwową, możemy również zasłonić jego fragmenty np. numery lub zdjęcie (jeśli nie dochodzimy usunięcia zdjęć z naszym wizerunkiem). Formularz zamyka podpis, który jest równoznaczny z naszym stwierdzeniem, że wszystko to co powyżej jest prawdziwe. Na usunięcie naszych danych Google ma miesiącod zamknięcia naszego zgłoszenia, chyba że przepisy prawa stanowią inaczej.

Czy w ogóle jest to możliwe?

Tyle teorii, warto w tym miejscu zastanowić się jak wygląda praktyka. Nie jest się trudno domyślić, że nowe przepisy wprowadzają wiele zamieszania w dość spokojny internetowy świat. Po pierwsze nakładają na Google obowiązek bycia cenzorem treści w Internecie. Po drugie takie rozporządzenie może doprowadzić do szeregu nadużyć np. wykorzystywanie prawa przez osoby, które chcą usunąć niewygodną prawdę. Co więcej jest niemożliwe usunięcie wszystkich informacji na nasz temat. Google może odpowiadać za swoje serwery, jednak nie może być pewnym, czy nasze dane nie są już na serwerach nieeuropejskich lub nie zostały skopiowane i powielone przez innych użytkowników.

Do tej pory do Google zgłosiło się ponad 70 tys. niezadowolonych osób.