Nagradzać nie karać

Ostatnie zmiany w przepisach ruchu drogowego wprowadziły istne zamieszanie wśród kierowców. Urzędnicy tłumaczą się chęcią poprawy warunków na drogach, jednak użytkownicy dróg sceptycznie odnoszą się do restrykcyjnych sankcji. Po kilku miesiącach od zaostrzenia kar trzeba przyznać jedno – nie widać spektakularnych efektów.

Rewolucja przepisowa weszła w życie z dniem 18 maja 2015 roku, od tego czasu można stracić prawo jazdy m.in. za przekroczenie prędkości o 50 km/h w miejscu zabudowanym. Wzrosła również liczba fotoradarów, które robią zdjęcia przekroczeniu 11 km/h (choć był pomysł na to by zaostrzyć ten przepis do 1 km/h).

Jednak, co specjalnie nie dziwi ekspertów, nie widać znacznej poprawy wśród tendencji do przekraczania prędkości. Jedyne co rzuca się w oczy to wielość fotoradarów, których skuteczność wzrosła jedynie o 35 proc. Oznacza to, że tylko co trzeci kierowca, który otrzymuje zdjęcie wykonane przez fotoradar, faktycznie ponosi karę. Pozostali unikają płacenia mandatu, wykorzystując luki w prawie.

Marchewka zamiast kija

Eksperci w dziedzinie komunikacji stawiają na sposób wykorzystywany w Szwecji – nagradzać nie karać. Tak fotoradary robią zdjęcia wszystkim pojazdom, bez względu na to czy prędkość została przekroczona, czy nie. Osoba, która jedzie zgodnie z przepisami dostaje taką informację i może otrzymać w loterii drogowej nagrodę pieniężną.

Grywalizacja, bo tak nazywa się zjawisko wyżej opisane pozwala wykorzystać naszą chęć wygrywania również w życiu realnym - Nasz umysł w niczym nie różni się od umysłu dziecka. Lubimy wygrywać, bo gry polegają na wygrywaniu i na tym, że mamy wzmocnienie pozytywne, a nie negatywne. System radarów, który mamy w Polsce, jak widać, nie sprawdza się. Staramy się karać jeszcze mocniej, natomiast statystyki pokazują, że ludzie nadal jeżdżą za szybko. Przykład szwedzki pokazuje, że można wzmocnieniem pozytywnym to zmienić – mówi Piotr Bucki, trener, specjalista od komunikacji, wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku.

Może warto spróbować?

Skoro nadmierne, bardzo wysokie mandaty i tak nie zdają egzaminu, a my cały czas słyszymy o nagminnym przekraczaniu prędkości i osobach, które pomimo utraconego prawa jazdy nadal jeżdżą samochodem, może warto zmienić myślenie. Zacietrzewienie jedynie w słuszności kar nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem, widać to na każdej płaszczyźnie naszego życia. Nie lubimy być upominani, często robimy na przekór. W pracy wolimy być pochwaleni (choćby słownie) niż zganieni (np. na forum).

Może szwedzki pomysł jest idealnym rozwiązaniem i sprawi, że zdejmiemy nogę z gazu. Bo przecież chodzi o to żeby poprawić bezpieczeństwo na drogach, a nie zarobić na mandatach.

Źródło. Newseria, media.